20.12.2013

Ziemia Baffina 2002, Mount Thor. Absolute End.

Celem naszej wyprawy w fiordach Ziemi Baffina w Kanadzie było pokonanie jednej z najtrudniejszych skalnych ścian na świecie. Na początku lipca wszyscy członkowie wyprawy spotkali się w Ottawie, stamtąd miała się rozpocząć nasza podróż do Pangnirtung - małej łowieckiej wioseczki położonej na półwyspie Cumberland. Po wielu przeprawach, dniach wypełnionych marszem oraz wspinaczką, wychudzeni, zmęczeni, ale szczęśliwi stanęliśmy na szczycie. Wytyczyliśmy nową polską drogę na zachodniej ścianie Mt. Thor. Byliśmy pierwszą polską ekspedycją wspinaczkową w ten rejon świata, czuliśmy się na prawdę zobowiązani i zaszczyceni.

Na stronie tej znajdziecie pełną relację z wyprawy, kilka punktów widzenia oraz ładne zdjęcia, zapraszam.   Marcin Yeti Tomaszewski Tragarze uciekają, czyli 200 km z dobytkiem na plecach Jim miał nam zorganizować guides lub chociaż silnych tragarzy do przerzucenia wzdłuż doliny całego dobytku, a to około 40 km marszu i kilkanaście niebezpiecznych przepraw przez rzeki lodowcowe. Spakowane plecaki ważą po około 35kg i gdy w Pangnirtung podnoszą je oburącz mówią, że dadzą radę. Po dopłynięciu do brzegu fiordu w Overlordzie, skąd miała rozpocząć się nasza karawana widzę ich ciężkie kołdry i zaczynam mieć wątpliwości, bo wcale nie wydają się teraz tacy pewni i silni, a podobno robili już to nie raz. Po trzech godzinach marszu dwóch tragarzy ucieka do Overlorda, pozostały po nich jedynie dwa samotne, patrzące na nas z wyrzutem wory ponad 35 kg każdy, nie mogliśmy zrezygnować z żadnego. Musieliśmy zmienić taktykę, Krzychu poganiał i motywował resztę chłopaków a ja z Michałem nosiliśmy na zmianę po dwa plecaki. Zaczęła się wyprawa. Mogło by się zdawać, że jesteśmy usmażeni z tymi dwoma dodatkowymi plecakami ale okazało się, że rzeczywistość jeszcze bardziej nam dokopała, gdy kończyliśmy szatlowanie worów do Windylake'a około dwieście metrów powyżej naszej ścieżki przemknęli się nasi tragarze, to była ich wielka ucieczka do domu i chyba bali się konfrontacji, tym bardziej, że tych dwóch którzy wczoraj zrezygnowali nieźle opieprzyłem.nGdy doszliśmy do Krzycha wszystko stało się wreszcie jasne i pewne, wreszcie zostaliśmy w gronie ludzi, którym można zaufać. Zza zakrętu spoglądał na nas Thor, nie pozostało nam nic innego jak tylko wrzucić wora na plecy i iść. Po trzech dniach transportu i kilku tysiącach wybitych po drodze komarów przerzuciliśmy wreszcie cały sprzęt do bazy a z bazy w ciągu kilku kolejnych dni pod ścianę. Thor pochylał się nad nami coraz bardziej pewien jestem, że nawet nas nie zauważył, dla niego byliśmy robakami i tak też się czuliśmy. Droga jest celem. Łącznie dziewięć dni poręczowaliśmy dolne spiętrzenie ściany na tych 250m pionu walczyliśmy z dwoma wyciągami A4, reszta nie schodziła poniżej A2-3. Jeśli ktoś zapyta mnie bym zdefiniował A4 odpowiem, że wizja lotu podczas przechodzenia takich trudności jest niezwykle realna a psychika wbrew woli tworzy trajektorię prawdopodobnego lotu po odpadnięciu od skały. Do takiego wspinania trzeba mieć już na prawdę doskonały sprzęt.Po dniu odpoczynku ostatni raz podeszliśmy pod ścianę, mieliśmy tam cały niezbędny sprzęt do wspinaczki i życia w ścianie.

Za pomocą bloczków zaczęliśmy holować wory do końca lin poręczowych gdzie miał zawisnąć pierwszy biwak, wieczorem po całym dniu wciągania kilkuset kilogramów sprzętu i wody padliśmy do portali. Pomimo całkowicie białych nocy spaliśmy jak po dobrym wiejskim weselu. Nazajutrz rozpoczął się kolejny dzień w ścianie, przez wszystkie dziewięć co dzień budziliśmy się w wiszących portalach, rozbudzaliśmy przy kawie i kontemplowaliśmy kilka minut rozkoszy nad parującym muesli. Rutyna jednak nie zdołała nas dopaść, z każdym dniem odkrywaliśmy na drodze coś nowego, ściana wymagała od nas czujności i z każdym wyciągiem zupełnie innego wspinania. Po wyciągu nad pierwszym biwakiem znajdowała się wygodna półeczka na której można było przykucnąć, jak tylko ją odkryliśmy co dzień po kawie myśleliśmy tylko o niej, naszej wygódce, nazwaliśmy ją "wc station" często spadały na nią kamienie, nie ma chyba większego stresu ale w takiej chwili luksus dobrego zaparcia o podłoże był silniejszy. siódmego dnia o całym dniu transportowania sprzętu, który stawał się coraz lżejszy założyliśmy biwak pod wiszącą skałą czyli biwak pod okapami. W tym miejscu było bosko dookoła nas mnóstwo powietrza, wspaniała ekspozycja, gdy wychodziliśmy na linach do góry musieliśmy wykonywać wpierw wahadło za krawędź okapu, to na prawdę robiło niesamowite wrażenie. Szóstego dnia omal nie poleciałem z blokiem skalnym, resztkami sił cudem utrzymałem się na krawądce a on spadł na stanowisko z chłopakami. Nigdy jeszcze tak się nie bałem jak w trakcie tych kilku sekund gdy patrzyłem na spadający kamień i po uderzeniu nie miałem z nimi kontaktu. Góry już takie są i nie można mieć do nikogo pretensji lecz ostrzeżenie przed lecącym blokiem jest najważniejsze, może uratować życie , wtedy jest jeszcze sekunda na schowanie głowy. Cena jaką zapłaciliśmy była mała, rozbity o skałę policzek Michała, kamień uderzył go w kask i przycisnął do granitu, nie chcę myśleć co by było gdybym nie wydzierał się jak szaleniec.

Ostatni biwak to "salony", wielka półka pod ostatnim spiętrzeniem ściany, widoki jakie się z niego rozpościerały zostały w moich oczach i na błonie diapozytywu nie da się ich opisać. Podczas tego biwaku czuliśmy się już trochę rozprężeni, ściana powyżej nie wydawała się trudna, następny dzień jednak zaprzeczył tym wyobrażeniom, solidne dwa długie wyciągi A2 skutecznie przytrzymały nas na kilka godzin. Podzieliliśmy się nimi z Krzyśkiem podobnie też jak całą drogą sprawiedliwie, podczas tej jak i poprzednich wypraw wprost wydzieramy sobie trudności i każdy z nas cieszy się z poprowadzenia swojego solidnego, ładnego kawałka drogi, jednak gdy temu drugiemu trafi się coś podobnego troszeczkę zazdrości, razem zrobimy górach jeszcze coś trudniejszego.

Pik Day, ostatni baton na szczycie
Na szczycie stanęliśmy 1 sierpnia, pogoda była idealna w oddali widać było wspaniałą ścianę Mt Asgard a po drugiej stronie doliny cyrk Big Wallowy dziesiątki monolitycznych pionowych urwisk, przyszłość wspinania. Jak się czuliśmy po tych osiemnastu dniach zmagania z drogą, spełnieni, wreszcie spełnieni a czuliśmy to w każdym centymetrze mięśni i żołądka. W trakcie całego dnia wspinaczki poprzedzającego szczytowanie, myślałem o moim ostatnim batonie, zamierzałem zjeść go na najwyższym punkcie, gdy wreszcie wyjąłem go z kieszeni cały był wymięty, zmęczony, smakował wspaniałe ale przydało by się wtedy takich jeszcze z pięć.

Takimi chwilami można cieszyć się całe życie, nie można tylko pozwolić by zostały zapomniane. "Absolute end" to walka z końcem i pustką, która wymazuje wszystkie wspaniałe chwile w życiu.

Wory nie latają tak nisko
Gdybym wiedział tak sumiennie owijając wór transportowy, że już nigdy go nie zobaczę przeszył by mnie dreszcz, bo to około 5 tysięcy dolarów w sprzęcie!.

Postanowiliśmy zrzucić najcięższy sprzęt z wielkiego urwiska spadającego z przełęczy pod Thorem, ściana był lita więc przypuszczaliśmy że spadnie na sam dół, tak się praktykuje, czasami...

Jednak byliśmy w błędzie, został tam na zawsze na jedynej półce skalnej! Usprawiedliwiamy się, że to była cena, jaką musieliśmy zapłacić Thorowi za jejgo zdobycie. Wszystkie liny, haki, namioty do portali, polary, bielizna, buty wspinaczkowe, uprzęże, nawet woreczki przez lata gnić będą w ścianie na której prawdopodobnie nikt nigdy nie będzie się wspinał. Wspinanie to sport bardzo kosztowny ale to co się wydarzyło odbije się na fali ofert sponsorskich jakie wyślemy przed kolejną wyprawą ; ) . Sam akt zrzucania sfotografował Michał, wystrzelał serią cały magazynek i to jest nasza ostatnia pamiątka. W drodze powrotnej mieliśmy lekko, co prawda każdy z nas niósł po 50-60 kg ale za to nie musieliśmy wiele razy wracać po kolejny pozostawiony z tyłu plecak.

W bazie podczas całej wyprawy było wesoło, gdy skończyło nam się jedzenie co chwilę któryś z nas wołał do wychodzącego z namiotu " weź przynieś ten 2 kg słoik Nutelli, który stoi w namiocie kuchennym", oczywiście nie muszę mówić, że niczego takiego nie było, nawet cukier skończył nam się już dawno.

Tylko wspinacze to zrozumieją
...do piku filara ok. 680m jest dużo wywalonych wyciągów , dwa przez pasma okapów po 8-10m wywieszenia, pierwsze pasmo A4 drugie A3 w ścianie dominowały ekspanda i flejki, choć było tez mnóstwo wspanialej litej jaśniutkiej skały. Korzystaliśmy głównie z jedynek, rurpow, knifow, przydawały się tez bird beaki, na pierwszym wyciągu A4 Krzychu miał trochę czyszczenia jak na Denbor i słabe haki, jak kończyłem ten wyciąg kilka dni później to po samym delikatnym małpowaniu na zmontowanych hakach do zjazdu wyleciałem z jednym a drugi został mi w ręku! chyba za bardzo się wierciłem ;) drugi wyciąg to cienkie ryski jedna sprężynująca nie oddala nam kilku knifow nie dało się ich wybić choć te poniżej wychodziły z rozszerzonej szczeliny ręką. kolejny wyciąg to znowu A4 w okapach 55m dl i 8-10m wywalenia tam waliłem jedynki poprzeczne bird beaki na 2 mm, jedynki i slabe grubsze haki tam było dużo zaklinowanych bloków raz zatarłem (myślałem ze wbiłem?) lost arrowa a tu nagle spadla mi poniższa kostka rp na buty na szczęście wpiąłem fife, całość była cholernie skomplikowana jak pod koniec dnia czyściłem wyciąg bo zjeżdżaliśmy do bazy polowej musiałem zhaczac w dół bo było kilka krawędzi które w zjeździe pocięły by linę ( i tak poszła koszulka, w ścianie pocięliśmy 7 lin!) nie wiem co by było gdybym walnął nie dało się już bardziej przedłużać przelotów a mieliśmy pojedyncza linę), dalej do końca filara piękne zacięcia A1-3 , okapy przypadły Krzychowi , piękne ,nad biwakiem trawers na knifach i ryska z płetwami jeden obszedł bad hookiem generalnie krucho i niepewnie choć pięknie! Nad filarem jest trochę prostszego terenu i trochę zwiększyliśmy tempo ale i tak A1-2, pomiędzy po 2 x 15-20 m VI+,VII, pomiędzy dobre i wygodne póły, 2 wyc pod biwakiem (2 turnia)robię wyciąg z dłuższymi odcinkami na sky hookach + 2 bad hooki A3+ wyciąg nazwaliśmy fished&hoked bo w końcu uzywalem kilka razy fish hooka wyciag idzie z póły na słabych jedynkach potem bad hooki a dalej trawers ok 9-10 m na sky hookach juhuuuu! ale dobrych raczej, 3wyc pod 3 biwakiem Krzychu robi VII+ RP raz leci 10m m na dupe bo było to na 50m wyciągu i lina zadziałała jak bungi ,wyciąg nazywa butt fucked do przez kilka dni nie mógł siadać. Od 3 biwaku dwa wyciągi A2-2+ piękne, piękne lite ryski było trochę ruchomych bloków stan pod okapem i wyjście z niego seria jedynek no po prostu super! potem grań i 200m płyt, za przewinięciem ostrza grani trochę rajbungu potem teren się kładzie trochę śniegu i bez trudności, na piku skitraszony ostatni baton sesja foto (3 rolki) i na dół..."

Jeśli podobał ci się ten artykuł podziel się nim z innymi.

Twetter Facebook

Galeria

Ziemia Baffina 2002, Mount Thor. Absolute End.
Ziemia Baffina 2002, Mount Thor. Absolute End.
Ziemia Baffina 2002, Mount Thor. Absolute End.
Ziemia Baffina 2002, Mount Thor. Absolute End.
Ziemia Baffina 2002, Mount Thor. Absolute End.
Ziemia Baffina 2002, Mount Thor. Absolute End.
Ziemia Baffina 2002, Mount Thor. Absolute End.

Inne w tej kategorii

20.12.2013

Wenezuela 2010, Acopan Tepui

Misterios! W końcu jesteśmy! Poszatkowani przez moskity, brudni i wymęczeni ale dopięli...

30.12.2013

Patagonia 2012, Cerro Torre Ferrari Route, Poincenot.

28 grudnia, w ciągu trzech dni od pojawienia się na miejscu, udało na się dokonać pierw...

31.12.2013

Alaska 2004, Last Cry of the Butterfly, Citadel.

Podnoszę głowę z nad szpejarki. Z perspektywy skierowanego do szczeliny haka spostrzega...

31.12.2013

Pakistan 2013, Great Trango Tower, Bushido.

Wywiad dla Magazynu GÓRY 2013. Odpowiedzi Marcin Tomaszewski oraz Marek Raganowi...

20.12.2013

Patagonia 2009

Supercanaletta bez lodu! To bylo naprawde kilka mocnych dni. Prawdziwy maraton. Podejsc...