19.12.2013

Alaska 2009, Mt Dickey

Lodowiec Ruth jest nieprawdopodobnym miejscem! Ogromne ściany na wielkiej przestrzeni które wydają się mniejsze niż są w rzeczywistości. Ale zacznę od początku. Tym razem wylosowaliśmy dobrą kartę. Zaraz po miękkim lądowaniu w biały puchu okazało się, że wczoraj skończyło się dość spore załamanie pogody  i rozpoczął się kilkudniowy okres lampy! Pełni euforii i w pełnym słońcu od razu zabraliśmy się za kopanie obozu.  W międzyczasie zasięgnęliśmy języka wśród biwakujących  na lodowcu Norwegów. Mnie oczywiście najbardziej interesowała ściana Dickey’a , okazało się, że i tą mieli już dość dobrze obeznaną…

Cóż. Krótko mówiąc w górach było strasznie mało lodu przez co wiele lodowych i mixtowych dróg po prostu nie istniała. Przymierzając się do linii „Snow patrol” na Dicky’m wycofali się już po kilku wyciągach… zamiast lodu czy zbitego śniegu zastali zgrzytającą pod rakami skałę. Wypatrzone przeze mnie na zdjęciach potencjalne linie dróg w tym sezonie niestety nie utworzyły się. Przeglądając topo okolicznych ścian przekonaliśmy się ze warunki do wspinania panują jedynie w głębokich formacjach, którymi wiodą najczęściej „chodzone” standarty doliny.

Gdy tylko okopaliśmy obóz po okolicy zaczęły krążyć pogłoski o niespodziewanym pogorszeniu pogody, które miało nastąpić w ciągu najbliższych  kilkudziesięciu godzin. Trzeba było działać! Następnego dnia rano wiążąc się liną podeszliśmy pod Kuluar Japoński na Mt Barill (1300m, III 75 stopni). Po 3,5 godzinie od wejścia w drogę stanąłem na szczycie. Droga w zasadzie nie posiadała odczuwalnych trudności, była jednak doskonałą alternatywą na rozgrzewkę i rozchodzenie przed właściwą wspinaczką. Po dwóch dniach w dobrym czasie drogę tą przeszedł również Boguś (Boguś Magrel- Prezes PKA, www.wyprawy.net ).   

W ciągu kilku następnych dni pogoda nieco się pogorszyła a temperatura spadła. Gdy tylko nastąpiło krotka poprawa postanowiłem uderzyć na Mt Johnson drogą „Escalator” 1200 m. Mała liczba wejść na szczyt z pewnością kryła w sobie jakąś niespodziankę a mnie aż korciło, aby ja poznać!

Pod ścianę podszedłem z Bogusiem. Tak wyglądała nasza taktyka gdy w grę wchodziły szczeliny.  Po szybkim przeszpejeniu o 9 rano ruszyłem do góry.

Z powodu wytopionego ze skały śniegu wejście w drogę było możliwe jedynie przez 50m ścianę lodu WI4. Po jej przejściu terenem o nachyleniu 75stopni doszedłem pod wąski mixtowy kuluar z miejscami WI4+, M4. Skąpa w tym sezonie ilość lodu oraz niezwiązany śnieg spowodowały pojawianie się kilku ciekawych miejsc. Pod jednym z nich skapitulował wspinający w tym okresie zespół amerykanów. Mt Johnson słynie ze słabej jakości skały co muszę niestety potwierdzić. Po przejściu ok. 1000m drogi i wyjściu na grań byłem przekonany, że wspinanie mam już za sobą. Jak się później okazało, byłem w błędzie. Na 200m odcinku ostrej, wypchanej serakami grani napotkałem dwa skalne, kruche progi (V). Nieco wyżej z pozoru bezpieczny trawers ostrzem grani okazał się bardzo ryzykowny. W pełnym słońcu drastycznie wzrosło zagrożenie lawinowe. W takim miejscu dwójkowy zespół z lotną asekuracja nie doświadczył by większych emocji, jednak dla mnie każdy błąd mógł skończyć się u podstawy ściany. Po 6,5 h od rozpoczęcia wspinaczki stanąłem na szczycie, było pięknie!. Po krótkim odpoczynku i łyku herbaty rozpocząłem zejście oraz eksponowane zjazy wiszącym lodowcem do podstawy ściany.

Po zejściu do bazy dotarły do nas najświeższe prognozy. Jutro nadchodzi dłuższe załamanie pogody. Zważywszy na to, że jego koniec pokrywał by się z naszym wylotem z doliny postanowiliśmy ewakuować się z niej nieco wcześniej. Następnego dnia wraz z kilkoma innymi zespołami opuściliśmy lodowiec.

Zarówno na lodowcu jak i po powrocie zadawałem sobie pytanie, a co z Dickey? Oczywiście mogłem wejść turstyczną drogą dookoła masywu i po prostu zaliczyć górę. Teoretycznie zrealizować założony plan. Stwierdziłem jednak, że nie warto iść na łatwiznę, liczyła się ściana...

Dziękuję firmom  Himountain, Zajo oraz PKA www.wyprawy.net  za zaopatrzenie mnie w odzież umożliwiającą komfortowe  noce i sprawną wspinaczkę.

Do końca maja na stronie „4zywioły” pojawią się szersze informacje o rejonie, testowanym sprzęcie. Pełna galeria zdjęć  z wyjazdu oraz wspinu ukaże się po powrocie Bogusia z Meksyku, wszyscy trzymamy kciuki, żeby nie dał się świńskiej grypie! Dziękuję wszystkim, którzy śledzili losy wyprawy i wspierali mnie w trakcie jej organizacji.

zdj. Marcin Tomaszewski, Boguś Magrel www.wyprawy.net
Marcin Tomaszewski

Jeśli podobał ci się ten artykuł podziel się nim z innymi.

Twetter Facebook

Galeria

Alaska 2009, Mt Dickey
Alaska 2009, Mt Dickey
Alaska 2009, Mt Dickey
Alaska 2009, Mt Dickey
Alaska 2009, Mt Dickey

Inne w tej kategorii

20.12.2013

Wenezuela 2010, Acopan Tepui

Misterios! W końcu jesteśmy! Poszatkowani przez moskity, brudni i wymęczeni ale dopięli...

30.12.2013

Patagonia 2012, Cerro Torre Ferrari Route, Poincenot.

28 grudnia, w ciągu trzech dni od pojawienia się na miejscu, udało na się dokonać pierw...

31.12.2013

Alaska 2004, Last Cry of the Butterfly, Citadel.

Podnoszę głowę z nad szpejarki. Z perspektywy skierowanego do szczeliny haka spostrzega...

31.12.2013

Pakistan 2013, Great Trango Tower, Bushido.

Wywiad dla Magazynu GÓRY 2013. Odpowiedzi Marcin Tomaszewski oraz Marek Raganowi...

20.12.2013

Patagonia 2009

Supercanaletta bez lodu! To bylo naprawde kilka mocnych dni. Prawdziwy maraton. Podejsc...