18.12.2013
Pomysl/Poczatek
Marcin: PPS zawsze tkwiło głęboko w mojej świadomości. Zdjęcia ściany raz na jakiś czas przewijały się wertowanych przeze mnie czasopismach i albumach. Góra ta jest dla mnie symbolem big wallu. Czasami myślę, że to dla niej wpadłem na ideę 4 żywiołów, czekałem tylko na pretekst aby stanąć u jej podnóża. Długo szukałem odpowiedniego partnera. Gdy napisałem do Regana okazało się, że jego odczucia są podobne. Ucieszyła mnie nasza jednomyślność. Od lat inspirował się tą ścianą. Do dziś słyszę jego słowa: „Jadę, ale tylko na nią…”
Marek: W lipcu 2010 siedzialem nad schematem kolejnej solowki na El capitanie, kiedy w skrzynce pojawil się email od Yetiego „(…)Nie obwijając w bawełnę : ) chciałbym Ci zaproponować wspólną wyprawę na Ziemię Baffina (Sam Fiord) Cel: wytyczenie nowej big wallowej drogi. Daj znać czy jesteś zainteresowany…Pozdrowienia,Bylem zainteresowany i to bardzo...:))
Organizacja/podroz
Marcin: Do wyjazdu przygotowywaliśmy się prawie dwa lata. Dziś widzę, że rok temu nie byliśmy jeszcze gotowi. Do takiej ściany należy dojrzeć psychicznie, oswoić się z jej ogromem. Kilka miesięcy przed wyjazdem siedzieliśmy w szczecińskim pubie nad stertą raportów i wspólnych notatek. Planowaliśmy każdy etap i założenia naszej wyprawy. Muszę przyznać, że zrealizowaliśmy je z całkiem niezłą skutecznością. Mieliśmy dużo szczęścia, wiele ludzi zapaliło się naszym projektem i wyciągnęło do nas pomocną dłoń. Taka wyprawa sporo kosztuje, cały czas balansowaliśmy na granicy i nie byliśmy pewni czy starczy nam funduszy. Dopiero gdy spotkaliśmy się na lotnisku dotarło do mnie, że naprawdę się udało. Z każdą godziną powoli uwalnialiśmy się od organizacyjnego szału. W Ottawie przyjął nas w swoim domu Doug, kumpel Regana z Yosemitów. Niesamowity facet, chciałbym więcej takich ludzi spotkać na swojej drodze. Potem wylądowaliśmy w Iqaluit stolicy prowincji Nanavut (Baffin Island) i wreszcie małe lotnisko w Clyde River. Rok temu polubiłem nawet tą wioskę na facebooku Gdy rozbiliśmy przy wjeździe do miasteczka nasz mały namiot od razu poczuliśmy klimat kwietniowego Baffina. Przeraźliwe zimno utrudniało każdą podstawową czynność. Zdałem sobie wtedy sprawę, że kontrola własnego ciała będzie najważniejszą czynnością na tej wyprawie i w pewnym sensie kluczem do sukcesu. W trakcie 5h transportu skidoo pod ścianę tracę czucie w palcach u nóg. Rozgrzewam je na postoju. Gdy stajemy w końcu pod ścianą świat powoli zwalnia i wszystko zaczyna się obracać wokół niej. Patrzymy na siebie z Reganem i przybijamy piątkę. Od razu widzimy naszą drogę, znów jesteśmy jednomyślni. Marek: Organizacja takiego wyjazdu jest solidnym testem dla każdego zespolu, bo wymaga zaangażowania na 100%. W sumie, przed wyprawa spotkałem Marcina jedynie 2 razy. Znaliśmy się wirtualnie i prasowo, ale przełamywanie barier organizacyjnych było ważnym testem dla nas jako zespołu i musze powiedzieć, ze samo dotarcie pod ścianę uznaliśmy za niezależny sukces.
Sciana/Droga/Szczyt
Marcin: Od chwili gdy weszliśmy w ścianę wszystko się zmieniło. Zmieniliśmy nasze myślenie, rytm dnia, priorytety. Wspinaliśmy się 24 dni, których nie da się opisać. Co dzień powtarzaliśmy sobie, że liczy się tylko kolejny krok, plan dnia. Na początku szczyt był odległy i nierealny a myślenie o nim przytłaczało. Z każdym dniem oswajaliśmy naszą ścianę nadając nazwy napotkanym formacjom, kolejne dni wspinania przyjmowaliśmy takimi jakie były. Nie raz zdarzyło nam się spędzić cały dzień w padającym śniegu czy osypujących się pyłówkach. Jeszcze przed wyjazdem wiedzieliśmy, że musimy się wspinać w każdych warunkach i byliśmy do tego przygotowani psychicznie. Cały czas mieliśmy świadomość z jednej strony uciekającego czasu a z drugiej „nieskończoności” ściany na którą mogłoby nam nie starczyć czasu. Trudności terenu były bardzo urozmaicone, zarówno hakowe jak i zimowo klasyczne. Pomimo, że droga nie zaskoczyła nas barierą nie do przejścia to jednak z każdym ruchem konsekwentnie wysysała energię. W trakcie wspinaczki napotkaliśmy wiele technicznych, kruchych wyciągów. Normą stały się już odcinki na jedynkach wyceniane przez nas na A1 oraz wielokrotne wyjście z ław w wymagającą klasykę na dziabach. Superbalance jest drogą typowo zimową. W lecie, ze względu na kruszynę, może okazać się bardzo niebezpieczna lub nawet niemożliwa do przejścia. Szczyt był naszym spełnieniem a nasza radość niemal pierwotna. To jest temat na zupełnie inną okazję. MT
Marek: Przed wyprawa mieliśmy inne założenia i wyobrażenia o tym co będzie się działo. Mieliśmy ochotę na świetną zabawę i ostra walkę w ścianie, ale pierwsze spotkanie z urwiskiem ustawiło nas tak jak należy – pozostała sama walka. Bez słowa, bez umawiania się i bez komentarzy, następnego ranka po przyjeździe pod PSS popędziliśmy do roboty. Tak wyszło, ze zatrzymaliśmy się dopiero na szczycie, a żartować zaczęliśmy dopiero na ostatnim biwaku w ścianie. Nie chcieliśmy tracić czasu na żadne rozglądanie się po rejonie, aklimatyzacje, czy cokolwiek innego. Myśl o ścianie, drodze, zimnie i wszystkim co może się nam przydarzyć gnała nas do przodu. Byliśmy głodni wspinania i wszystkie drobne sprawy docieraliśmy w biegu. Nawet nie zdążyliśmy uzgodnić komend przed wejściem w ścianę Najważniejszy był urobek. Mieliśmy w sobie ducha walki i Musze powiedzieć, ze jedna z najważniejszych decyzji było to ze wspinamy się w zespole dwójkowym. Przez dwa lata planowania Stopniowo dojrzewaliśmy do tej decyzji, ale warto było…
Zadziwienie
Marcin: oż… nie ma orzeszków w dwójce… to był dla mnie prawdziwy cios : ) . Żywność mieliśmy spakowaną do dwóch worów. Jedynka miała wystarczyć do podstawy headwalla, dwójka do szczytu i z powrotem. Gdy wyholowaliśmy sprzęt do biwaku pod ścianą headwalla okazało się, że kupiliśmy tylko jedną kilogramową paczkę, która była spakowana do jedynki. Od tamtej chwili marzyliśmy o codziennej garści orzeszków . Do połowy drogi była naszym rytuałem po zjeździe do portala przed przygotowaniem liofów. Marek: Najbardziej zadziwiał mnie Yeti. Każdego dnia po wspinaniu cos reperował, szył, kleił i ogarniał. Działał na Maksa, aż zasypiał i chrapał. Kiedyś w nocy wstałem i przyłapałem go jak kontempluje arktyczny wschód słońca o drugiej w nocy.
Juz nigdy /Juz zawsze
Marcin: Już nigdy nie zapomnę o orzeszkach. Zawsze będę wierzył w system nagród za ciężką pracę. Na zawsze zapamiętam chwilę gdy po wielu dniach niepogody wyszliśmy ponad pułap chmur w dniu ataku szczytowego. Tamte widoki były zarezerwowane tylko dla nas. To Twoje słowa Regan, pamiętasz? To też była nagroda. Marek: zawsze będę trzymal się zasad jak przy tej wyprawie. To się sprawdza…
Czarne mysli
Marcin: Odmrożenia i białe palce . Tylko wtedy nachodziły mnie czarne myśli, ale tylko do chwili gdy wracało do nich krążenie. Wtedy resetowałem swój umysł do czasu kolejnych odmrożeń. Marek: Nie wyjedziemy z jakiegos blahego powodu (np. brak wizy, lub choroba tuz przed wylotem) i przydziela nam zlote jajo w Morskim Oku Haslo dniaMarcin: Hasło dnia: Poranne: „ No to co kawka?.... Wieczorne: ” No to co deserek? …. Marek: Kiedy dowiedzieliśmy sie, ze po przeciwnej stronie fiordu rozbili sie Polacy, spojrzeliśmy na siebie i powiedzieliśmy jednocześnie – „Weryfikacyjna!!!”
Glupie mysli
Marcin: Czy niedźwiedzie dotrą do pierwszego biwaku? Czy wyglądając z namiotu nie spojrzę któremuś prosto w oczy? Chyba nikt nam nie zabierze plecaka z dokumentami z trzeciego biwaku w ścianie? Marek: Kiedy zaropiał mi palec i bardzo bolał, to wyobraziłem sobie jak Yeti amputuje go, wyrzuca , wspinamy się dalej i kończymy drogę...
Ludzie
Marcin: Inuici przy pierwszym spotkaniu są bardzo zamknięci potem stają się nieco bardziej otwarci i życzliwi. Tak jak w życiu charaktery są różne. Levi nasz przewodnik to człowiek skryty jednak z doskonałym poczuciem humoru, zawsze można na nim polegać. Nie brakowało mi ludzi w ścianie, mogłem lepiej poznać siebie i Marka. Bardzo odpowiadała mi nasza samotność i świat, który wokół nas stworzyliśmy. Marek: Podczas takiej wyprawy spotyka się wielu ludzi, którzy pałaja zaraźliwym entuzjazmem do projektu. Może to zdać się trywialne, ale czułem sile wsparcia od nich wszystkich. Przyjaciół, sponsorów, nieznajomych, tych którzy pomagali nam tylko dlatego, ze widzieli w nas błysk szaleństwa. Dzięki.
Impresja
Marcin: Impresja tylko graficzna, uwielbiam rysować. Marek: Arktyka nigdy nie idzie spac… Nie mowilem ci, ale... Marcin: Nie mówiłem Ci ale nie mogę uwierzyć, że w trakcie wyprawy nie powiedzieliśmy sobie żadnej uwagi, ani jednego słowa krytyki. To chyba skupienie na celu spowodowało, że czuliśmy się jak garstka żołnierzy w jednym okopie odpierająca przeważające siły wroga. Marek: Nie mówiłem ci, ale kiedy po zgubieniu rolki z pasja przeciągałeś wory, byłem tak zdziwiony tym, ze ciągle dajesz rade, ze miałem ochotę usiąść na tych worach i sprawdzić czy byś to zauważył :)
Superbalance.
Marcin: Równowaga pomiędzy istniejącymi drogami, wyszukanie jedynej naturalnej formacji, która biegnie praktycznie przez całą ścianę, równowaga i spokój w zespole, kontrola i praca nad własnym ciałem i niwelowanie jego słabości. Zrównoważony rytm dnia pozwalający na wielodniowy wysiłek praktycznie bez odpoczynku, idealna organizacja wyprawy. Osiągnięcie konsensusu pomiędzy pechem a szczęściem, które pozwoliło nam dokończyć drogę. Balans niemal na każdym kroku i przechwycie, bez niego ciężko było by nam zmierzyć się z tak ogromną i trudną ścianą.
Marek: Od początku rozumieliśmy te ścianę i dlatego wszystko poszło gładko. Rozumieliśmy ja w ten sam sposób i dlatego nasz wspin był tak niezwykłym doświadczeniem mimo, ze natura pokazała nieprzyjazne oblicza. Energia, która wykrzesaliśmy z siebie zrównoważyła wszelkie przeciwności. To był superbalans.
Żywioły w ścianie.
Marcin: Towarzyszyły nam niemal wszystkie żywioły. Wiatr, Zimno, woda jak również tropik. Ten z namiotu jak i mikroklimat powstały w trakcie gotowania w portalu. Parowania przepoconych ubrań w trakcie suszenia nad kuchenką. Pomimo, że Baffin symbolizuje żywioł wodę to jednak najbardziej mi sie dziś kojarzy z zimnem, zwłaszcza na stanowiskach.
Marek: Na tej ścianie pogubiłem się w żywiołach. Wszystkie przeplatały sie w szalonej wiązance, ale najbardziej dostałem w kość stojąc w przerażającym zimnie na stanowisku w Lodowce później prowadząc w totalnej dupowie na pierwszym wyciągu w Arenie.
Codzienne rytuały.
Marcin: Poranne rytuały: sikanie do butelki, 2 min, stękanie i jęczenie po przebudzeniu- ok. 10 minut, żalenie się co boli i gdzie 3 min, kontrola czy jest czucie w wszystkich palcach 2min, kawa i dochodzenie do siebie 30 min, planowanie i kilka optymistycznych słów dających kopa na cały dzień 5 min, Regan- notatki, nakładanie butów i wychodzenie z portala 10 min. Wieczorne rytuały: wchodzenie do portala, nabieranie śniegu do worka na gotowanie (Regan), przygotowanie porcji żywnościowych do pojemników i podawanie ich do zalewania wrzątkiem (Yeti). Chwalenie dnia i dyskusje na różne tematy, ustalanie planu minimum na następny dzień, notatki i rysowanie schematy (Yeti), podjadanie cukierków (częściej Yeti…)Noc: rozgrzewanie palców u stóp, sikanie, spoglądanie na zegarek, która godzina i czy już można grzać kawę (całą noc było jasno). Marek: Wstawanie miedzy 5 a 6, zalatwianko, kawa, pisanie, śniadanie, zalatwianko, ubieranie rynsztunku, malpowanie czyli palowanie po poreczach, wspin, zjazd, picie Gatorade, liof, słodycze i rozmowy, pisanie i zjeżdżający długopis zasypiającego pisarzyka…
Groza.
Marcin: Dwie chwile grozy. Pierwsza przejście po świeżych opadach śniegu lawiniastym terenem do depozytu sprzętu na ostrzu filara. Poruszyłem wtedy dwie deski śnieżne, które na szczęście skutecznie rozpołowiłem nad sobą czekanem. Kilka dni później zeszły tam lawiny. Druga, wspinaczka odpękniętą płytą luźno stojącą na półce wys. 5m (camy, kostki…) i wejście w kolejną o wys. 3 m… W efekcie wybrnąłem z opresji obchodząc ją 3 nitami. Druga płyta w trakcie mijania wylądowała mi na brzuchu i byłem zmuszony wybrnąć z sytuacji i po zabezpieczeniu lin strącić ją na dół… Poza tym wielokrotnie kamienie uszkadzały nam linę… jedną, uznaliśmy, że ma coś w sobie. W sumie oberwała 4 razy…
Marek: Mieliśmy te same grozy, ale udało sie wiec wyciągamy naukę i idziemy dalej...
30.12.2013
Z WOJCIECHEM „REKINEM” WENTĄ o szczecińskim środowisku wspinaczkowym, g&oac...
30.12.2013
30.12.2013
30.12.2013
Od kilku godzin wiszę na stanowisku asekuracyjnym, trzęsę się z zimna. Pod moimi nogami...
30.12.2013