18.12.2013
Alpinizm wielościanowy wymaga odpowiedniego przygotowania. Spoglądając na tysiącmetrową pionową ścianę czasem trudno sobie wyobrazić jej pokonanie. Istnieje kilka sposobów by poradzić sobie tym problemem. Niejednokrotnie należy użyć wszystkich, aby wejść na szczyt. We wspinaczce liczy się nie tylko fakt stanięcia na wierzchołku, ale tez styl, w jakim się tego dokonało. Ten styl nie raz staje się kluczem do osiągnięcia celu.
Alpinistów można podzielić na dwie grupy. Na żółwie i króliki… Pierwsi wychodzą w góry objuczeni kilogramami sprzętu i żywności. Niosą w skorupie cały dobytek, który pozwala im na kilkutygodniowy pobyt w pionowej ścianie. Króliki za to nie biorą ze sobą nawet śpiwora. Pędzą w góry z kilkoma batonami i litrem wody w butelce. Ta lekkość odgrywa w ich przypadku kluczową rolę. Króliki są lekkie i szybkie. Ekspresowo zdobywają górę i jeszcze szybciej schodzą na dół. W górach jednak czasem wszystko się komplikuje zwłaszcza, gdy nadchodzi załamanie pogody. Żółwiom nie wystarcza wtedy czasu by uciec, rozkładają swoje komfortowe biwaki i czekają na poprawę, po której mogą dalej kontynuować wspinaczkę.. Króliki jednak wtedy nie mają gdzie się podziać i zmuszone są tak samo szybko wiać na dół
Wielkie pionowe urwiska wymagają odpowiedniego przygotowania. By wytyczać nowe drogi należy przygotować się na najgorsze, przewidzieć każdy scenariusz. Pogorszenie pogody, napotkane trudności podczas wspinaczki i inne zdarzenia w dużym stopniu spowalniają wspinaczkę a tym samym wpływają na czas spędzony na pionowej ścianie. Kolejny nieprzewidziany biwak bez jedzenia lub wody może osłabić zespół i całkowicie pokrzyżować plany wspinaczki. Aby nie dać się tak łatwo pokonać naturze, warto zastosować właśnie taktykę żółwia. Przygotowując się do wytyczania nowej drogi na Alasce braliśmy pod uwagę nawet dwutygodniowy pobyt w ścianie. Co spakowaliśmy? Pomijając cały arsenał sprzętu alpinistycznego, którego waga może czasem dochodzić nawet do 100 kg dołożyliśmy kolejne 70 kg żywności 30 kg sprzętu biwakowego oraz 60 litrów wody….Tutaj muszę się poprawić, bo przecież skąd wziąć na zalodzonej Alasce gdzie temperatury spadają niekiedy do – 40 stopni wodę? Tak, więc my mieliśmy ze sobą lód, wypchaliśmy nim wielki cordurowy nieprzemakalny plecak transportowy. Każdego dnia skubaliśmy go po trochu i topiliśmy w wiszących menażkach. Wspinaczka i transport całego sprzętu wymaga pełnego zaangażowania specjalistycznego sprzętu jak również umiejętności. Jednak największy bałagan zaczyna się dopiero podczas rozbijania wiszącego biwaku.
Więc jak rozbić wiszący dom.. Podłoga z mocnego materiału o powierzchni dwóch metrów kwadratowych rozpięta jest na mocnym aluminiowym stelażu, na taką platformę naciąga się namiot. W środku jest bardzo ciasno jednak całkiem przytulnie. Tak jak na pokładzie jachtu wszystko musi być przywiązane, aby nie wypadło na zewnątrz. Ściany pokonywane w stylu big wall mają nawet 1300 metrów pionu, dlatego strata kuchenki do gotowania posiłków może zgasić nawet największy zapał do dalszej wspinaczki. W góry zabieramy jedzenie kosmonautów, czyli sproszkowaną próżniowo pozbawioną wody żywność, tzw. liofilizaty. Posiadają one pełną wartość energetyczną a co najważniejsze są bardzo lekkie, co zdecydowanie ułatwia ich transport. Podczas wiszących kolacji wszystko ma większe znaczenie. Przy wielkim apetycie nawet większa łyżka partnera jest powodem do negocjacji. Zwłaszcza, że porcje nie są zbyt duże.
Wspinając się po tak wielkich urwiskach drogę należy podzielić na etapy. Nie zabieramy ze sobą tysiąca metrów lin nie pozostawiamy też po sobie sprzętu. Wykonywane są 70 metrowe tzw. wyciągi. Po pokonaniu takiego odcinka wspinacz zakłada mocne stanowisko z haków i ściąga za sobą sprzęt i partnera. Takich wyciągów może być czasem nawet trzydzieści a pokonanie kluczowego pod względem trudności trwa niekiedy nawet cały dzień! W takich okolicznościach góra staje się naszym domem i nie w sposób obyć się bez taktyki żółwia, który konsekwentnie dąży do swojego celu.
Mówią, że samo wspinanie jest nagrodą za trudy dotarcia pod ścianę. Będąc na Ziemi Baffina dwa tygodnie przedzieraliśmy się przez dziewicze fiordy pod ścianę Mount Thor, największy pionowy monolit na świecie. Lawirując pomiędzy pasącymi się po drodze niedźwiedziami wprost odsapnęliśmy z ulgą odrywając się od ziemi. Dwa tygodnie w pionie pozwoliły nam zupełnie oderwać się od rzeczywistości. Powrót nastąpił drastycznie, gdy po pokonaniu nowej drogi schodziliśmy prostszym terenem do bazy. Chcąc uniknąć transportu 150 kg sprzętu postanowiliśmy zrzucić go idealnie pionową opadającą wprost do bazy ścianą. Pech chciał, że spadając zaczepił się na jedynej wystającej turnicy w połowie jej wysokości… Kilka lin i kilogramy kosztownego sprzętu stały się naszą ofiarą za zdobytą górę.
Styl żółwia wymaga specjalistycznego sprzętu i na nim się opiera inaczej jest w przypadku techniki królika, czyli stylu alpejskiego. Szybko, sprawnie i lekko. Nie każdą ścianę można pokonać w takim stylu. Wspinaczki takie trwają do kilkudziesięciu godzin i są bardziej ryzykowne. O stylu królika i górze Cerro Torre w Patagonii powiem już w następnym odcinku. Pozostaje jeszcze pytanie czy można pogodzić królika z żółwiem? Z pewnością wspinanie jest na tyle bogate, że każdy odnajdzie w nim coś dla siebie. Nie zawsze musimy mierzyć się z tysiącmetrowymi ścianami i wytyczać nowe szlaki. Niekiedy nawet pięć metrów przysporzy nam równie niesamowitych wrażeń.
Marcin Tomaszewski, 2008
Marcin Tomaszewski wraz z żoną Marią są właścicielami firmy Geronimo Club zajmującej się szkoleniami oraz zajęciami rozwojowymi dla dzieci i dorosłych. Wspólnie prowadza kursy angielskiego, sekcje i szkołę wspinaczki oraz fitness dla kobiet. Marcin Tomaszewski prowadzi również wspinaczki partnerskie we wszystkich górach świata.
30.12.2013
Z WOJCIECHEM „REKINEM” WENTĄ o szczecińskim środowisku wspinaczkowym, g&oac...
30.12.2013
30.12.2013
30.12.2013
Od kilku godzin wiszę na stanowisku asekuracyjnym, trzęsę się z zimna. Pod moimi nogami...
30.12.2013