18.12.2013
Poranek 16 kwietnia - Anchorage, Alaska
Po wielogodzinnym locie z Europy i nocy spędzonej na podłodze recepcji miłego motelu w Anchorage, naszym oczom na horyzoncie ukazują się wreszcie góry Alaski. Dopiero teraz po spotkaniu z Krzyśkiem możemy z Dawidem na własne oczy obejrzeć egzemplarz "Climbinga" od którego wszystko się zaczęło. Na jego łamach opublikowano kiedyś zdjęcie dziewiczej ściany. Mały obrazek z podpisem "Niezdobyta południowa ściana Kichatny" . To zdjęcie bardzo nas zainspirowało. A jeszcze bardziej jej mit . Ta nieprzychylna wspinaczom ściana od lat odpiera ataki wszystkich wypraw. To właśnie zdjęcie było wszystkim co posiadaliśmy na jej temat. Dla nas było jedynym dowodem jej istnienia. Zrobione z oddali, niewyraźne formacje skalne budziły wiele pytań, z których najważniejszym było, dlaczego? Dlaczego południowa nie ma jeszcze przejścia? Dlaczego po kilku miesiącach poszukiwań nie zdobyliśmy o niej żadnych innych informacji? Koniecznie musieliśmy to sprawdzić. 18 kwiecień - lądowanie w głębokim śniegu
Dwa dni później lecimy już samolotem w stronę doliny Shadows. Z każdą chwilą lotu góry wydają mi się coraz potężniejsze. Lawirując pomiędzy strzelającymi w niego granitowymi turniami mam wrażenie, że niemal się o nie ocieramy. Jeszcze przed lądowaniem w dolinie prosimy pilota o pętlę nad Południową. Na myśl o pierwszym spotkaniu drżą nam serca. W końcu znamy ją tylko z tego jednego zdjęcia. Gdy tylko pokonujemy przełęcz z doliną Shadows, milkniemy. Naszym oczom ukazuje się południowa. Po chwili wszystkie wyobrażenia i nadzieje z polski jakby wywiewają za okno. To niemożliwe. Nasza ściana marzeń istnieje jedynie...w połowie. Po kilku miesiącach studiowania linii potencjalnej drogi nie mogę wprost uwierzyć swoim oczom. Biegnąca w poprzek ściany formacja jest najzwyklejszą granią za którą odsłania się już wschodnia wystawa Kichatny. Ta choć piękna pocięta jest już pięcioma drogami. Czar niezdobytej prysł.
Podchodzimy do lądowania. I nagle olśnienie! Przed nami niespodziewanie ukazuje się nieprawdopodobny widok. Jak ze snu. Piękna strzelająca w niebo granitowa rakieta. Ponad tysiąc metrów pięknej ściany. Gdy płozy samolotu osiadły na miękkim śniegu, wskazuję na nią palcem, pytamy pilota, czy wie coś o tej ścianie? "Yes this is Citadel Wall and has probably one route" odpowiedział. Spoglądam na Krzycha i Dawida, tak to jest to! 24 kwiecień - wchodzimy w nieznajomą ścianę
Po czterech dniach poręczowania wchodzimy wreszcie w ścianę. Ponad nami piętrzy się wielka granitowa wieża. Dzięki lornetce kluczowe formacje mam już dokładnie wyryte w pamięci. Lustracja z bazy jest kluczem do rozwiązania tej skalnej łamigłówki. Od chwili wejścia widoczność jest dość ograniczona, widzimy najwyżej dwa do trzech wyciągów ponad sobą. Powyżej ściana ginie już gdzieś poza horyzontem.
Pierwszy biwak jest komfortowy, tuż nad półka śnieżną. W ciągu pierwszych trzech dni wgryzamy się dwieście pięćdziesiąt metrów w monolit. Delikatna wspinaczka ciągami rys wyprowadza nas dokładnie tam gdzie przewidywaliśmy. W samo serce ściany. W przewieszonym monolicie aż chce się żyć. Podczas małpowania skaczemy w wahadła. Gdzie tylko da się oderwać od ściany, robimy to. Wspinanie daję nam najprawdziwszą radość. Cieszymy się przewieszeniem i widokami. Te chwile są naprawdę piękne... Po trzech dniach ściana nagle zmienia swoje oblicze. W ciągu kilku godzin cała pokrywa się białą szadzią. Ta dotychczas piękna pomarańczowa skała teraz staje się groźna i wymagająca. Już nie żartujemy. Zapchane śniegiem rysy wymagają czyszczenia i ostrej walki. Temperatura spada do - 20 stopni. Prowadzący celebruje w samotności każdy trudny ruch. Nie mówimy o tym nie musimy, każdy to poczuł. Nie można dać się zwieść górom, uśpić swoją czujność. Każda piękna zdawało by się w chwila w sekundę może się przemienić w piekło na które trzeba być przygotowanym.
29 kwiecień - II biwak w środku monolitu
Już drugi dzień poręczujemy teren ponad drugim biwakiem. Wspinaczka wiedzie systemem rys i zacięć o wszystkich niemal szerokościach. Pogoda zdecydowanie się poprawiła. Po przebiciu się przez monolit skała zaczyna być coraz bardziej krucha.
Po wyjściu z wielkiego zacięcia pięć wyciągów ponad drugim biwakiem wszystko dookoła zaczyna dudnić. Całą ścianę pokrywają odstrzelone tafle granitu. Gdyby wszystko jakoś się trzymało miały by co najmniej piątkę teraz z gasnącą nadzieją na klasykę robię je hakowo. Wiem, że nie mogę odpaść, muszę wspinać się bardzo delikatnie. Jeśli coś się ukruszy, niczym gilotyna uderzy w sam środek stanowiska. Po męczącym dniu wspinania jak co dzień zaczynamy gotowanie kolacji. Po wejściu do portali rozdzielamy prowiant . Wodę topimy z zabranego w worze transportowym śniegu. Po kilku słonecznych dniach przeobraził się w szklisty lód, musimy kruszyć go dziabami.
W ciągu kilku kolejnych dni rozbijamy trzeci obóz i rozpoczynamy poręczowanie ostatniego spiętrzenie ściany. Lustrując z bazy górę przypuszczaliśmy, że widoczna z bazy turnia prawdopodobnie jest szczytem. Jak się teraz okazuje ponad nią jest jeszcze dużo wspinania. Spakowany przezornie na dnie wora sprzęt do wspinaczki lodowej teraz bardzo nam się przydaje. Rozpoczynają się kuluary lodowe.
3 maja - widok ze szczytu
Dziś wspinamy się na szczyt. Po sześciu wyciągach wspinaczki w lodzie w godzinach południowych stajemy wreszcie na najwyższym punkcie. Do tej chwili był on ostatnią zagadką ściany. Nie byliśmy pewni ile jeszcze musimy pokonać wyciągów, żeby go osiągnąć. Siedząc na śnieżnej grani grzejemy się w słońcu. Pierwszego dnia pobytu w dolinie byliśmy oczarowani nieznajomą górą. Po kilkunastu dniach w końcu stanęliśmy na jej szczycie. Nie żałuje, że nic o niej nie wiedziałem. To co odkryłem całkowicie mi wystarcza.
Drogę nazywamy "Ostatni krzyk motyla". Na rozgrzanym w słońcu monolicie wygrzewały się ich dziesiątki. Gdy ściana podczas załamania pogody zmieniała swoje oblicze, wszystkie ginęły.
Marcin Tomaszewski 2003
"Ostatni krzyk motyla", Cytadela, Alaska
l~1150 m + zjazd 40 m VI big wall, VII UIAA, A4, C3, lód 70 st.
20.04-05.05. 2003
Krzysztof Belczyński
Dawid Kaszlikowski
Marcin Tomaszewski
KALENDARIUM WYPRAWY
16.04 - lot na odcinku; Berlin- Londyn -Seatle- Anchorage,;
17.04 - przejazd wynajętym samochodem do Talkeetny;
18.04 - lot na lodowiec, pętla nad południową, rozczarowanie i zachwyt Cytadelą;
19.04 - podejście pod ścianę deozyt sprzętowy;
20.04 - poręczowanie dolnego spiętrzenie ściany, załamanie pogody;
21.04 - ciągle pada, poręczowanie pierwszego wyciągu w monolicie A4;
22.04 - dzień odpoczynkowy, otwarcie Nutelli;
23.04 - poręczowanie monolitu, wielkie zacięcie;
24.04 - wejście w ścianę; 25-26.04 - poręczowanie ponad I biwakiem;
27.04 - transport sprzętu założenie II biwaku w ścianie;
28-30.04 - poręczowanie terenu ponad II biwakiem;
01.05 - transport sprzętu, rozbicie III obozu;
02.05 - poręczowanie ponad III biwakiem, przygotowanie do ataku szczytowego;
03.05 - atak szczytowy, mixt i wspinaczka lodowa (300 m), wejście na szczyt, zjazdy
do III biwaku, początek załamania pogody;
04.05 - przeczekanie dupówy w III biwaku;
05.05 - zjazdy do bazy;
06.05 - dzień odpoczynkowy, naprawa zasypanej bazy i zniszczonych namiotów;
07.05 - odlot z lodowca do Talkeetny;
08.05 - Talkeetna, piwo i amerykańskie żarcie;
09.05 - Talkeetna- Anchorage;
10.05 - powrót do Polski;
Wyprawie patronował i dofinansował POLSKI ZAWIĄZEK ALPINIZMU Dziękujemy również naszym sponsorom, firmom "Lhotse" za sprzęt i "Alvika" za odzież.
30.12.2013
Z WOJCIECHEM „REKINEM” WENTĄ o szczecińskim środowisku wspinaczkowym, g&oac...
30.12.2013
30.12.2013
30.12.2013
Od kilku godzin wiszę na stanowisku asekuracyjnym, trzęsę się z zimna. Pod moimi nogami...
30.12.2013