04.12.2013
Kraina koni. Nikt nie wiedział jak nazwać ziemię, na której żyły ich tysiące. Wiec tak ją nazywali. Krainą koni. One były tam naprawdę wolne. Nikt nie zabraniał im galopować, gonić wiatr po tamtejszych równinach. Lub też paść się spokojnie, nie wszystkie przecież kochały prędkość. Równiny z soczystą trawą i pustkowia z odrobiną lasu były terenami wprost stworzonymi dla nich. Dlatego właśnie tam osiadły całymi rodzinami.
Jednym z wielu koni, o którym chciałbym wam opowiedzieć był Wicher. Dla Wichra galop był czymś więcej niż dla pozostałych. Uwielbiał wyzwania i tylko wtedy, gdy pędził z największą prędkością czuł się szczęśliwy. Zmęczenie było dla niego tym, czym dla innych łąka pełna trawy. Czasem wybierał się na niebezpieczne wyprawy, ale zawsze wracał z nich wtedy, kiedy był w stadzie potrzebny. Jednak część koni nie była w stanie zaakceptować jego inności a w szczególności klacz Cisza, z którą dzielił swoje życie. Wicher nie potrafił zrezygnować z galopu, choć ona bardzo go o to prosiła. Wiedział, że straci wtedy dużą część siebie, zbyt dużą by pozostać tym samym Wichrem. Pomimo, że bardzo go kochała nie potrafiła zrozumieć i pogodzić się z tym, że nie jest taki jak inne konie. W końcu z każdym galopem czuł się coraz bardziej samotny a Cisza coraz rzadziej wyglądała za nim na łące. Coraz mniej cieszyła się z jego powrotu.
Gdy w końcu pewnego dnia powrócił z jednej z wypraw do domu ujrzał, że stado odeszło, bez niego. Bardzo się wtedy przestraszył, że zostanie sam i już nigdy nie będzie szczęśliwy, więc postanowił je odnaleźć. Gotów był wtedy zmienić się dla Ciszy. Więc?. pędził ile sił trzy dni i trzy noce, bez odpoczynku by je odszukać. W tym czasie zatrzymywał się jedynie po to by zaspokoić pragnienie. Galopował z wiatrem i pod wiatr od świtu do zachodu słońca. W końcu trzeciego dnia wieczorem ujrzał ze wzgórza stado. Wybrało sobie piękną spokojną łąkę w dolinie na wypas. Gdy tak im się przyglądał jedna rzecz przykuła jego uwagę. Wszystkie konie, dobrane były w pary o tej samej maści. Posiadały pewną wspólną cechę, taką, która można było ujrzeć jedynie z oddali. Pod rzeką stała para spokojnych siwków, którym nie potrzebny był galop i wyzwania. Wystarczała im pełna kwiatów łąka, na której mogły szczęśliwie razem skubać trawę. A zaraz obok na twardym klepisku wręcz przeciwnie, kręciły niespokojnie grzywami czarne i uwielbiające pęd wiatru klacz Burza i ogier Piorun. Para ta każdej wiosny wybierała się na długie wyprawy, daleko aż po granice krainy koni. W końcu zaniepokojony Wicher w oddali dojrzał Ciszę. Była siwkiem, który spokojnie pił wodę ze stawu. Bardzo ucieszył się, że w końcu ją odnalazł, Gdy podbiegł bliżej nachylił się zaraz przy niej, nad lustrem wody by również ugasić pragnienie. Ujrzał wtedy w nim, przy niej swoje odbicie. Był koniem czarnej maści z potarganą od wiatru grzywą. Tak bardzo się od siebie różnili. Cisza również to dostrzegła, odwróciła łeb i spojrzała na niego smutnymi oczami. Zrozumiał wtedy, że nawet miłość jest czasem bezsilna wobec różnic i pragnień, jakie dzielą klacze i ogiery z krainy koni. Ale tylko czasem.
Marcin
04.12.2013
Była raz sobie śliwka. Całkiem zwyczajna. Rosła sobie na drzewie śliwkowym wpatrując si...
04.12.2013
Szczeniak Tom. Od urodzenia matka podsuwała mu wszystko pod pysk. Nie musiał się nigdy ...
04.12.2013
Dawno, dawno temu, za górami za lasami i wielkimi jeziorami w starym zamku, kt&o...
04.12.2013
Czy uwierzycie mi, jeśli powiem Wam, że byłam kiedyś pszczołą? Trudno to sobie wyobrazi...
04.12.2013
Jestem mrówką. Taką zwyczajną. Płynę z prądem, nurtem w tłumie. Nie muszę myśleć...