04.12.2013

SNOW MOLE

Snow mole porusza się pod pokrywą lodowca. Podobnie jak kret drąży kanały w lodzie, śniegu czy też firnie,  które napotka na swojej drodze. Swobodnie poruszając się pomiędzy granicami moren, które stanowią jego  królestwo jako drogowskazy obiera linie pola magnetycznego, które doskonale odbiera całą powierzchnią  swojego ciała. Gdy tylko zechce nurkuje do granitowego startego ruchem lodowca dna, kilkaset metrów pod  lodem. I tam zasypia w ciemności i chłodzie, którego tam nie brakuje. Trudno określić, jakiej jest wielkości,  równie dobrze może mierzyć się z muchą jak i wielorybem. Lecz nie to jest najważniejsze. Stawiając stopę na  lodowcu nie czuć go tak wyraźnie jak w momencie, gdy spojrzy się na otaczające góry.

 

Jest bardziej czymś, co można poczuć niż zobaczyć. Jest bardzo wyczulony na ruchy po powierzchni lodowca.  Gdy czasami stąpają po nim ludzie podkopuje się kilka metrów do granicy lodu by odbierać ich fale wyraźniej.  Uwielbia czuć nad sobą ciepło stóp człowieka wyciskającego głębokie ślady na śniegu. Oceniać jego naturę po  ledwie wyczuwalnych wstrząsach, jakie wywołuje swoim zachowaniem na lodowcu. To jest jego karma,  pożywienie, którego nie można zobaczyć ani dotknąć. Taki jest właśnie snow mole. Świat, w którym żyje jest  całkowicie mroczny i cichy, wiec nie potrzebuje oczu ani uszu. Wszystko, co go otacza poznaje całym ciałem,  odbiera nim wszystkie najmniejsze nawet drgania wiele kilometrów od miejsca, w którym się znajduje. Jego  pożywieniem są właśnie emocje. Każdy, kto poczuł na lodowcu dreszcze może być pewny, że to właśnie  przepłynął w niewielkiej odległości pod jego nogami. Uwielbia odwagę i to właśnie ona stanowi jego najlepsze  danie. Wprost przepada za nią. Gdy tylko przybędą na lodowiec ludzie, rozpoczyna prawdziwą ucztę.  Podpływając pod rozbite namioty zastyga w bezruchu pod ciepłymi od ciał podlogami, na których śpią ludzie i  rozpoczyna posiłek. Zwykle trwa on całą noc, każdy, kto choć raz stał się kiedyś ofiarą takiej uczty nie czuje nic  innego poza zwykłym strachem obejmującym całe ciało lekkimi dreszczami. Tak wiec nie jest on groźnym  stworzeniem, może jednak trochę przerażającym.

 

Tak jak my rozróżniamy smaki dzieląc je na słodkie, kwaśne cierpkie i słone tak samo snow mole potrafi wyczuć  ich częstotliwość i natężenie. Najsmaczniejsza jest czysta niezakłócona niczym odwaga. Bije od niej mocna  regularna fala ciepła. Jej źródłem bywają zazwyczaj alpiniści i polarnicy, którzy skupieni na swoim nic  nieznaczącym dla niego celu emitują pozytywne wibracje. Kolejnym smakiem są nieregularne, zakłócone  sprzecznymi wartościami fale. One nie są już tak zrównoważone panuje w nich pewna niezgodność. Smakują  też nieco gorzej. Pochodzą one od ludzi, których myśli są mocno zdeformowane poprzez zawiść, zazdrość czy  tez inne negatywne emocje. Gdy tylko ma pod dostatkiem innych smaków zwykle trzyma się od nich z daleka.  Podobnie jak od tych mdłych, które emitują pod powierzchnię przypadkowi ludzie. Obojętni i zrezygnowani. Są  dla nich jak potrawa pozbawiona smaku.
Snow mole poruszając się po lodowcu wciąż tworzy i uaktualnia własną mapę smaków selekcjonując i  zapamiętując je dokładnie.

 

Ludzie wiele im zawdzięczają, żyją z nimi w symbiozie. Gdybyśmy nie odczuwali strachu, który nam ofiarowują z  pewnością nie raz nie wyczulibyśmy zbliżającego się zagrożenia. One ofiarowują nam rozum, bo jak inaczej  moglibyśmy nazwać swoista mieszankę odwagi i strachu. W odpowiednich proporcjach. Kto się boi ten jest  mądry, mawiają ludzie którzy od lat stanowią pożywienie snow mola. Nie zdając sobie z tego nawet sprawy.

 

Zdarzały się jednak i przypadki, gdy snow mole przejadał się. Gdy wraz z wyssaną w nadmiarze odwagą  wchłonął w siebie również i następującą po niej wiarę?.Wtedy jego ofiary już nigdy nie wracały na lodowiec. Nie  wracały też w jakiekolwiek inne warte tego miejsce?
Snow mole istnieć będzie tak długo jak długo istnieć będą stąpający po lodowcu ludzie. Żywiąc się ich odwagą  pozostawiać będzie po sobie odrobinę strachu modelując przy tym płaszczyzny lodowców, tworząc nowe  szczelny. Uwielbia ocierać się o granit i tak tez najczęściej przesypia okres ciszy panujący na powierzchni lodu.  Miejsce jego snu nazywamy szczelinami brzeżnymi

 

Jeśli chcielibyście poczuć jego obecność wyjdźcie, choć raz na lodowiec, zamknijcie oczy i wsłuchajcie się w  otaczająca was ciszę. Następnie spójrzcie na otaczające Was góry. W tej chwili poczujecie jego obecność.  Przypłynie pod powierzchnie śniegu, na którym stoicie i smakować się będzie wasza odwagą. Niczym alchemik  napoi Was niesamowitą mieszanką, w której zachowana została równowaga pomiędzy strachem i odwagą. Tak  istotną dla ludzi wyruszających w góry?

 

Marcin, Alaska 2007

Jeśli podobał ci się ten artykuł podziel się nim z innymi.

Twetter Facebook

Inne w tej kategorii

04.12.2013

ŚLIWKA, DESZCZ i SŁOŃCE

Była raz sobie śliwka. Całkiem zwyczajna. Rosła sobie na drzewie śliwkowym wpatrując si...

04.12.2013

W mydlanej bańce

Szczeniak Tom. Od urodzenia matka podsuwała mu wszystko pod pysk. Nie musiał się nigdy ...

04.12.2013

AMELIA i ZUZIA

Dawno, dawno temu, za górami za lasami i wielkimi jeziorami w starym zamku, kt&o...

04.12.2013

Królestwo pszczół

Czy uwierzycie mi, jeśli powiem Wam, że byłam kiedyś pszczołą? Trudno to sobie wyobrazi...

04.12.2013

WICHER i CISZA

Kraina koni. Nikt nie wiedział jak nazwać ziemię, na której żyły ich tysiące. Wi...